Carmelo Anthony w Houston Rockets: czy to ma prawo zadziałać?

Carmelo Anthony dołączy do Houston Rockets. 34-letni skrzydłowy podpisze minimalny kontrakt, warty 2.4 miliona dolarów. Tym samym Melo dołączy do najlepszego zespołu fazy zasadniczej sezonu 2017/18 i zagra razem Chrisem Paulem i Jamesem Hardenem. Jak to wygląda naprawdę: czy Anthony ma szansę odegrać istotną rolę drużynie Rockets, czy czas Carmelo już dawno minął?

Percepcja o Carmelo Anthonym jest inna niż rzeczywistość. Wielu ludzi, nie do końca interesujących się NBA na co dzień, ma Melo za tego samego gracza, którym był kiedyś: maszyną ofensywną, która w izolacjach jest w stanie zdobywać punkty na każdym. Tak było. Ale Anthony się postarzał. Co jak co, ale ma już 34 lata. Tak, Lebron James ma tyle samo, ale Lebron to Lebron; Lebron jest z innej planety.

Wydawało się, że przejście do Oklahoma City Thunder będzie dla Carmelo jak tabula rasa. Mieliśmy zobaczyć Melo w wydaniu tym, które znaliśmy z kadry USA na Igrzyskach Olimpijskich. Na papierze wszystko wyglądało świetnie: Westbrook grający pick&rolle ze Stevenem Adamsem, George i Anthony tworzący spacing. To musiało się udać, przynajmniej teoretycznie. W praktyce wyszło zupełnie inaczej i Thunder odpadli już w I rundzie playoffów po rozczarowującym występie przeciwko Utah Jazz. OKC nie byli w stanie zdobywać punktów przeciwko świetnej obronie Jazz i dużo szamba spadło za to na Melo. Czy słusznie? Po części tak, ale to nawet nie chodzi o jego postawę na boisku. Problem był taki, że 34-letni skrzydłowy na tym parkiecie po prostu… nie był. Anthony był fatalny w obronie i Utah Jazz wykorzystywali to do granic możliwości, angażując go praktycznie w każdą akcję w defensywie.

Oklahoma City Thunder nie chcieli mieć już Carmelo Anthony’ego u siebie, ale piłeczka była po stronie samego zawodnika. Melo miał opcję wartą 27.9 miliona dolarów i było wręcz pewne, że ją podejmie, co też zresztą zrobił. Sam Presti (generalny menedżer Thunder) próbował swoimi negatywnymi komentarzami zniechęcić go do tego, ale serio, nie było opcji, że Melo postąpi inaczej; w końcu szanse na otrzymanie tak dużych, gwarantowanych pieniędzy wynosiły mniej więcej 0%.

Relacja na linii Thunder – Anthony była nie do odbudowania. Tylko co tu robić? Przez długi czas jedyną prawdopodobną możliwością było stretch provision, czyli rozłożenie tego kontraktu na kilka lat. Bo pamiętajmy, że OKC z Melo w składzie płaciliby ogromny podatek od luksusu i dzięki temu manewrowi mogli zaoszczędzić prawie 100 milionów dolarów w tym sezonie. Dużo. Z drugiej strony zobowiązanie zostałoby rozciągnięte na dłuższy okres i byłyby to martwe pieniądze, niemożliwe do przehandlowania.

Sam Presti po raz kolejny wyciągnął – przynajmniej tak się wydaje – królika z kapelusza, pozbywając się kontraktu Anthony’ego w zamian za Dennisa Schrödera. Niemożliwe stało się możliwe. Melo trafił do Atlanty, ale nie po to, żeby tam grać. Hawks praktycznie od razu go zwolnili. Według doniesień 34-latek ,,poświęcił” 2.4 miliona dolarów, czyli… równowartość nowej umowy.

Już od dłuższego czasu słychać było doniesienia o potencjalnym dołączeniu Carmelo do Houston Rockets. W zeszłe lato Rakiety walczyły o Anthony’ego, lecz ten trafił do Oklahoma City.

Cóż, co się odwlecze, to nie uciecze.

Według wielu źródeł Carmelo Anthony podpisze kontrakt za minimum dla weterana z Houston Rockets. Ten ruch jest kwestią czasu. Tym samym numer trzeci draftu 2003 dołączy do swojego kumpla Chrisa Paula i MVP minionych rozgrywek, Jamesa Hardena.

Pytanie: czy to zadziała?

Rockets byli drugą najlepszą drużyną zeszłego sezonu, notując aż 65 zwycięstw w fazie zasadniczej. Przyjście Paula dało nowe oblicze Rakietom, bo nie dość, że ich ofensywa była historycznie dobra, to obrona weszła o kilka poziomów wyżej (6. miejsce w efektywności defensywnej). No i oczywiście nie możemy zapomnieć o kapitalnych rozgrywkach w wykonaniu Jamesa Hardena. Kluczem do sukcesu defensywy Rockets był system zmian krycia (switchowanie). Jeff Bzdelik wykonał kapitalną pracę, ale nie oszukujmy się: miał do tego idealnych wykonawców. PJ Tucker, Trevor Ariza, Luc Richard Mbah a Moute, Clint Capela czy Chris Paul to albo dobrzy, albo po prostu świetni obrońcy, którzy, co najważniejsze, mogą kryć kilka pozycji.

Rockets byli for real i o tym przekonaliśmy się w playoffach.

Szybkie i pewne zwycięstwa w pierwszych dwóch seriach przeciwko Minnesocie Timberwolves i Utah Jazz były tego potwierdzeniem. Tym, co było swego rodzaju zaskoczeniem (a nie powinno), była fantastyczna postawa Rakiet w obronie. Bo to nie świetnym atakiem wygrali te serie, a  dzięki szczelnej i skrupulatnej defensywie. Wszystko hulało fantastycznie i po raz pierwszy od dawna Golden State Warriors mieli stanąć przed trudnym wyzwaniem.

I tak też się stało.

Po 5 meczach to Rockets prowadzili 3-2 i mieli szansę na zdetronizowanie mistrzów NBA. Niestety, pod koniec starcia numer 5 Chris Paul doznał kontuzji i do końca serii już nie zagrał. Resztę już znamy: Warriors awansowali do Finałów, gdzie przejechali się po Cleveland Cavaliers. Czy gdyby Chris Paul był zdrowy, to mielibyśmy innego finalistę? Nie wydaje mi się.

Tak czy inaczej, Houston Rockets 2017/18 zanotowali jeden z najlepszych sezonów w historii NBA, tylko – na ich nieszczęście – trafili na jeszcze lepszy zespół.

Czy teraz mogą być jeszcze lepsi? Trudno na to liczyć.

Z drużyny odeszło dwóch czołowych obrońców: Mbah a Moute i Ariza. W ich miejsce wejdą Anthony i James Ennis, ale to na tym pierwszym się skupimy przede wszystkim.

Czy Carmelo Anthony to dobry fit do Rakiet? To jest dobre pytanie. I tak i nie. Zacznijmy od ofensywy, bo tutaj widzę najmniej zastrzeżeń.

Na temat zeszłego sezonu w wykonaniu Anthony’ego powstało wiele legend. Wiele głosi, że Melo cały czas grał tak samo, jak wcześniej, czyli głównie izolacyjną koszykówkę. Nie do końca tak było, bo według danych z nba.com miał ich najmniej z ostatnich 3 sezonów. Melo stał się olimpijskim Melo, tylko nie był w tej roli już tak efektywny, jak od niego oczekiwano: 4.1 rzutów spot up (rzut po chwycie, z miejsca), w których trafiał przeciętne 37.9% prób na mecz. Większość z nich to były trójki, więc to tylko wskazuje na nie najlepszą skuteczność.

To nie chęć zmiany roli Anthony’ego była problemem; problemem było to, że był w niej po prostu nieefektywny.

Poza tym, oczywiście duża liczba rzutów z półdystansu. W zeszłych rozgrywkach 34-latek oddał 460 rzutów z midrange, czyli o 103 mniej niż Houston Rockets…. ogółem. To i tak jest poprawa w porównaniu do sezonu 2016/17, gdzie Carmelo miał 665 takich prób. Tutaj należy docenić byłego już gracza Thunder za chęci, bo przeniósł swoją grę dalsze, bardziej efektywne rzuty za trzy. 474 w porównaniu do 421 rok wcześniej może nie robi wrażenia, ale weźmy pod uwagę mniejszą liczbę prób ogółem i krótszy czas średnio na parkiecie.

Melo musi na pewno trafiać więcej swoich trójek, bo 35.8% nie jest to jakiś świetny poziom i tylko minimalnie niższy od Arizy i Mbah a Moute w zeszłym sezonie. Dlaczego jest to tak ważne? Bo wspomniana dwójka dawała świetną obroną, czyli coś, czego Anthony nie jest w stanie zagwarantować.

34-letni skrzydłowy jest jednym z najgorszych obrońców na swojej pozycji w ostatnich latach. W systemie zmian krycia jeden, wadliwy element jest katastrofalny w skutkach. Nie możesz sobie pozwolić na słabości, a Melo właśnie taką jest. Jasne, będzie miał cały rok, żeby się nauczyć, ale pewnych rzeczy po prostu nie można przeskoczyć. Z pustego to i Salomon nie naleje. Takie coś będzie wychodziło szczególnie w starciach z najgroźniejszymi rywalami (patrz Warriors, Lakers i Thunder). Nie widzę wtedy Anthony’ego na parkiecie. Jeżeli nie był w stanie sobie poradzić w serii z Utah Jazz, to jak ma dać sobie radę z Currym, Jamesem, Durantem, Westbrookiem czy Georgem.

Serio….

Podpisanie takiego zawodnika za minimum to dobry ruch. Ryzyko jest małe, ale stopa zwrotu może być dużo wyższa. Myślę, że Anthony będzie umieć schować swoje ego do kieszeni, mając wokół siebie Jamesa Hardena i Chrisa Paula. Ale Melo musi zacząć grać lepiej, żeby to miało sens. Przede wszystkim powinien być bardziej skuteczny na dystansie, oddawać więcej rzutów za trzy, bo inaczej staje się kompletnie bezużyteczny. Na koniec dnia nie sądzę, żeby 34-letni skrzydłowy odegrał znaczącą rolę w najważniejszych momentach sezonu Rockets. Prędzej czy później jego słabości defensywne dadzą o sobie znać i Anthony ‘ego po prostu nie będzie na parkiecie.

Chciałbym, żeby projekt Carmelo Anthony w Houston Rockets się udał, ale nie mam wobec tego zbyt dużych oczekiwań. Może to i dobrze? W końcu nic nie oczekując, nie ryzykujesz, że się zawiedziesz.